piątek, 23 września 2016

3. Transmutacja

Zabini z ponurą miną przemierzał korytarze lochów. W oczach Gryfona czy Krukona mogłyby wyglądać na chłodne i nieprzyjemne, ale on je widywał już od tylu lat, że były mu bliższe niż rodzinny dom. Było jeszcze wcześnie, więc podczas swojej wędrówki spotkał jedynie kilku Puchonów, którzy wymknęli się ukradkiem do kuchni po coś do jedzenia. Czuł na sobie ich zdziwione spojrzenia, na które odpowiadał błyskawicami ciskanymi z oczu.

Ale sam też czuł się dziwnie. Ostatnio praktycznie nie pokazywał się nigdzie bez Draco. Nie, żeby ciągle go potrzebował, ale od kiedy mieli status wyrzutów i śmierciożerców, jakoś raźniej było trzymać się we dwóch. Chociaż, oczywiście, żaden z nich by się do tego na głos nie przyznał.

Czemu więc tego dnia Blaise wyszedł z lochów bez Malfoya?

Sam Ślizgon tego nie wiedział. Może po prostu był zmęczony towarzystwem Dracona? Jego dziecinnym, szczeniackim wprost zachowaniem? Wiadomo, Zabiniemu również nie uśmiechało się życie w uwielbieniu do szlam i mugolaków, ale to było na pewno lepsze niż zimne i przesycone szaleństwem mury Azkabanu. Niby od kiedy Kingsley został Ministrem Magii, dementorzy mieli zniknąć z więzienia, zastąpieni przez specjalnie wybranych czarodziei, ale mimo wszystko wolał znajomy Hogwart od twierdzy pośrodku niczego. Wiedział, że Malfoy również cieszy się z uniknięcia odsiadki, ale jego honor nie pozwalał mu na okazanie choćby odrobiny skruchy. Blaise dobrze wiedział, że za pogardliwymi gadkami blondyna stoi głównie strach i urażona ratunkiem Pottera duma, ale inni przez to durne przedstawienie patrzyli na nich podejrzliwie.

Ślizgon wszedł do Wielkiej Sali. O tej porze nie było w niej zbyt wielu uczniów, a ci nieliczni siedzący przy stołach głównie zajęci byli powtarzaniem wiadomości przed lekcjami. Oprócz Granger. Ona jedna siedziała obracając w palcach nietkniętego tosta, ze wzrokiem utkwionym gdzieś za oknem. Jej osoba nadal go denerwowała, jednak... Jednak nie mógł na nią patrzeć tak jak wcześniej. Wiedział, że od Azkabanu uratowały ich nie tylko zeznania Pottera, chociaż to one przeciążyły szalę na ich korzyść, ale też zeznania Gryfonki. To ona pierwsza wstawiła się za ich trójką. I zapewne przekonała swojego bliznowatego przyjaciela, aby zrobił to samo.

***

Gdy Blaise siedział tak ze wzrokiem wbitym w Hermionę, do Wielkiej Sali powoli zaczęli schodzić się pozostali hogwartczycy. Nie zabrakło wśród tego, nieco mniej licznego niż zazwyczaj, tłumu, członków grona pedagogicznego. Niektórzy, jak profesor Slughorn, starali się zarazić innych optymizmem. Inni wprost emanowali spokojem i powagą.

Do tej drugiej grupy należała Minerwa McGonagall. Po wejściu do sali zajęła swoje miejsce przy stole nauczycieli, które zawsze już będzie kojarzyło jej się z Albusem, i wymieniając grzecznościowe powitania z obecnymi profesorami, pogrążyła się w rozmyślaniach.

Hogwart się zmieniał. Teraz, gdy stereotypowe kłótnie i różnice między Domami stały się zjawiskiem negowanym, uczniowie zaczęli powoli otwierać się na inne Domy. Nawet pomiędzy uczniami Gryffindoru i Slytherinu zaczęły nawiązywać się pierwsze nici porozumienia. Wspólna nauka Lwa i Węża, gra w Eksplodującego Durnia czy nawet zwykła wymiana Kartami Czarodziejów nie były już zjawiskiem piętnowanym i niezwykłym. Minerwa była głęboko zasmucona faktem, że dopiero tak bolesne i krwawe wydarzenia zdołały doprowadzić do tego swoistego przełomu.

- ... Jak pani myśli, pani dyrektor? - z zamyślenia wyrwało kobietę pytanie gajowego.
- Przepraszam, Hagridzie. Zamyśliłam się na chwilę. Mógłbyś powtórzyć?

***

Transmutacja była tego dnia ostatnią lekcją siódmego roku. Nie uczęszczało na nią wielu uczniów, bo i przedmiot do najłatwiejszych nie należał, ale wśród tłumu Krukonów i całkiem sporej grupki Gryfonów, znalazło się miejsce dla czterech Ślizgonów i sześciu Puchonów.

Blaise sam nie wiedział, co tak właściwie robi w tej klasie. Chyba jakimś cudem zdał SUMa z Transmutacji na tyle dobrze, żeby móc kontynuować ten przedmiot w kolejnych klasach. Teraz lekcje z Lwicą wydawały mu się prowadzone w innym języku. Ledwie co rozumiał poszczególne słowa, ale złożone razem w zadnie, zdawały się mu być pozbawione sensu. A jeśli sam miał wykorzystać wiedzę teoretyczną w zadaniu praktycznym... kończyło się to niepowodzeniem.

Od ambitnego spisywania notatek od siedzącego obok Notta, oderwał Zabiniego głos McGonagall obwieszczający koniec zajęć. Ślizgonowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Stał z torbą na ramieniu, gotowy do wyjścia zanim jeszcze Teodor zdążył schować zeszyt i pióro.

- Panie Zabini, panno Granger, chciałabym z wami przez chwilę porozmawiać - odezwała się nauczycielka zanim Blaise zdążył opuścić salę.

- Poczekam na ciebie pod drzwiami - mruknął Nott, kierując się do wyjścia.

- Zaczekam na korytarzu - powiedział Harry, mijając Hermionę.

Gdy w pomieszczeniu została tylko wymieniona dwójka, Minerwa wyszła zza swojego biurka i spojrzała na stojących przed nią uczniów. Wiedziała, że łączenie w parę akurat tej dwójki może okazać się niezbyt dobrym pomysłem, ale chwilowo nie widziała innego wyjścia.

- Panie Zabini - zaczęła. - Pana ostatnie wyniki z transmutacji są...

- Okropne? - podsunął nonszalancko chłopak.

- Niezadowalające - zakończyła kobieta poprzednią myśl. - Uważam, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będą korepetycje.

- A może wywalenie mnie w tego przedmiotu?

- Proszę uważać na słownictwo, panie Zabini - odpowiedziała McGonagall lodowatym tonem, mierząc chłopaka równie chłodnym wzrokiem. - W związku z pełnioną przeze mnie funkcją dyrektora Hogwartu nie mam wystarczającej ilości czasu na dodatkowe zajęcia z potrzebującymi uczniami. Zamiast mnie, korepetycji udzielać będzie panu najlepsza uczennica na tych zajęciach, panna Granger.

Gdyby nie wymagania sytuacji, Minerwa roześmiałaby się głośno. Niedowierzające spojrzenie Blaise'a i otwarte ze zdumienia usta Hermiony tworzyły razem naprawdę zabawny widok. Jednak kobieta zachowała powagę, chociaż wewnątrz płakała ze śmiechu.

- No chyba... - zaczął Ślizgon.

- Ale pani dyrektor - wypaliła w tym samym czasie Gryfonka.

- Koniec dyskusji. Tak postanowiłam i nie ma od tego odwołania. Będziecie spotykać się co tydzień, po naszych zajęciach. Zaczynacie od przyszłego poniedziałku.

***

- Czego chciała dyrektorka? - zapytał Teodor, obserwując oddalającą się spod Sali Transmutacji dwójkę Gryfonów.

- Nie uwierzysz - mruknął nadal zszokowany Blaise.

- No powiedz w końcu - nalegał Ślizgon, gdy ruszyli w stronę schodów, by zejść do lochów.

- Stary, będę miał korki z Granger.