sobota, 21 listopada 2015

1. Otworzyć się na prawdę

       Peron 9 i 3/4 jak zwykle w pierwszy dzień września tętnił życiem. Niestety, ta radość nie była tak szczera jak zazwyczaj. Niektórzy przychodzili smutni, wiedząc, że nie spotkają już części kolegów z dormitoriów. Inni uparcie wypatrywali spóźniających się przyjaciół, dopiero po chwili przypominając sobie, że oni już nigdy nie przyjdą na ten peron, że to czekanie nie ma sensu, bo wyczekiwanych przez nich osób już nie ma wśród żywych.
        Ten szczery smutek zabijały trochę wybuchy prawdziwej radości, gdy przyjaciele spotykali się po długiej rozłące. Nie każdy brał udział w odbudowie Hogwartu, jeszcze inni nie wrócili do szkoły – nie chcieli sami, lub rodzice przepisali ich do innych placówek. Nikt nie był do końca pewny, kogo dokładnie spotka na peronie. Tak więc szczęście również tego dnia gościło na dworcu. Mniej lub bardziej szczere, jednak nadal obecne.
        To wahanie nastrojów wyczuwała również idąca wzdłuż pociągu kasztanowłosa dziewczyna. Spóźniła się trochę, co wcześniej byłoby do niej niepodobne, i właśnie szukała we wszechobecnym tłumie przyjaciół. Jednak jej poszukiwania zakłócała właśnie ta niezwykła jak na to miejsce atmosfera. Ona całe wakacje głowiła się nad znalezieniem złotego środka, a obecni tu uczniowie radzili sobie całkiem dobrze – smucili się śmiercią bliskich i wielu znajomych, lecz jednocześnie cieszyli się z ujrzenia każdej znajomej twarzy. 
       Lekko zagubiona we własnych myślach, Hermiona odnalazła swoje towarzystwo. Z rudym rodzeństwem i Wybrańcem stał też Neville i Luna. Gryfonka stanęła obok Rona, który uśmiechnął się do niej lekko i wyciągnął w jej stronę rękę. Lubiła jego dotyk, więc tylko chwyciła dłoń chłopaka i słuchała toczącej się rozmowy.
        - Wiem, ale mimo wszystko i tak się cieszę, że tam wracam – odpowiedziała Ginny, wzruszając lekko ramionami.
        - Nie boisz się tych zmian? - zapytał Wybraniec.
        - Nie warto bać się nieznanego – wtrąciła Luna marzycielskim głosem. - Zmiany mogą być też dobre.
        - Ale to może już nie być ten sam Hogwart – argumentował okularnik. 
       - Harry, dziewczyny mają rację – powiedział uspokajająco Neville. - Nie ma co bać się nieznanego. Cieszmy się z powrotu do szkoły, a martwić zaczniemy się później.
        Hermiona słuchała tej rozmowy, lecz myślami była we własnym świecie. Przyglądała się swoim przyjaciołom, nie mogąc nadziwić się zmianom, jakie w nich zaszły. Luna jak zwykle była rozmarzona i jedyna w swoim rodzaju, ale Neville, Harry i Ron bardzo się zmienili. Momentami wydawali jej się wprost nieznośnie dojrzali. Czasem chciała, aby znów byli tacy jak kiedyś – niepoważni, radośni. Ale wojna ich zmieniła. Wojna w pewien sposób zmieniła wszystkich.
        - Harry! Przestań!
       Z rozmyślań wyrwał brązowowłosą piskliwy krzyk. Zamrugała szybko. Potter wkraczał właśnie do wagonu, z najmłodszą Weasley'ówną przerzuconą przez ramię. Panna Granger uśmiechnęła się na ten widok. I nie tylko ona. Takie małe zamieszanie oderwało od ponurych myśli też kilka innych osób, które jednak nie pozwoliły sobie nawet na taki mały uśmiech.
        - Idziecie? - zapytał Wybraniec, oglądając się przez ramię i uważając, aby twarz Ginny nie zawarła bliższej znajomości z drzwiami pociągu.
        - Jasne – odpowiedział Ron i pociągnął Hermionę za sobą.
        - Tylko uważajcie na gnębiwtryski! Zdaje mi się, że gdzieś je tam widziałam! - zawołała za nimi Luna.

        Kilka pudełek Fasolek Wszystkich Smaków, Czekoladowych Żab i godzin później, przedział w pociągu stał się przytulniejszym miejscem. Ron namówił Harry'ego (lekkim szantażem) na partyjkę szachów. Nawet mieszające się opowieści Neville'a i Luny o rzekomo istniejących magicznych stworzeniach i rzadko spotykanych roślinach, nie brzmiały tak źle jak zazwyczaj. Byłoby zdecydowanie gorzej, gdyby już nigdy ich nie usłyszeli. Nawet dyskusje o rzekomych zmianach w Hogwarcie ucichły i nie burzyły tej lekkiej, niedawno odzyskanej harmonii. Hermiona obserwowała jak Ginny, pomimo trudnych warunków, perfekcyjnie maluje jej paznokcie.
        - Nie uważasz, że czerwony jest trochę zbyt krzykliwy? - zapytała, gdy przyjaciółka z dumą przyjrzała się swojemu dziełu.
        - Nie. Według mnie jest idealny. Podkreślasz nim przynależność do naszego wspaniałego Domu – dodała rudowłosa z błyskiem w oku.
        - Do naszego Domu, powiadasz? - mruknęła cicho pod nosem i spojrzała na swoje dłonie z całkiem innej perspektywy. - Masz rację. Są świetne.
        Ginny roześmiała się głośno, lecz gdy współtowarzysze spojrzeli na nie pytająco, one zamilkły, wymieniając się tylko porozumiewawczymi spojrzeniami.

       Trzech chłopaków niespiesznie opuściło przedział i powoli ruszyli w stronę wyjścia z wagonu. Na stacji nadal kręciło się sporo uczniów, pomiędzy którymi przebiegali pierwszoroczni, przywoływani przez Hagrida.
        - A oto i on. Nasz Wybraniec i to jego kółko wzajemnej adoracji – mruknął jeden z nich, patrząc na grupę oddalającą się w stronę powozów.
        - Ciszej! - warknął ciemnowłosy, patrząc z wyrzutem na blondyna. - Jeszcze ktoś usłyszy i wygada się McGonagall.
        - Myślisz, że boję się tej staruchy?
        - Myślę, że nie chcesz iść do Azkabanu – powiedział spokojnie ostatni z nich, uciszając tymi słowami kolegów. - Nie zapominaj, że masz zarezerwowaną celę obok swojego ojca. My wszyscy mamy – dodał z naciskiem.
        - On ma rację – wtrącił cicho brunet, stojący pomiędzy dwójką mierzących się wrogim wzrokiem chłopaków.
        - Może jeszcze staniesz się obrońcą szlam, co Nott?
        - Obudź się, Malfoy. Voldemort już nie żyje. Ten chory podział już nic nie znaczy.
        - Obyś się...
        - Chodźcie już, bo ucieknie nam ostatni powóz – wtrącił ugodowo ciemnoskóry.
        Bez zbędnych słów cała trójka ruszyła w stronę powozów. Prawie wszyscy uczniowie byli już w powozach, które wężykiem wyznaczały ścieżkę prowadzącą do Hogwartu.
        - Na Merlina! Co to jest? - zapytał zaszokowany Zabini.
        - Testral – odpowiedział po chwili Teodor, gdy zrozumiał, o co chodzi jego koledze. Dla niego widok tych zwierząt nie był niczym nowym.
        - Skąd to się tu wzięło?
        - Zawsze tu były, Blaise. Po prostu czasem trzeba coś przeżyć, aby oczy otworzyły się nam na prawdę.