czwartek, 14 kwietnia 2016

2. Stary, nowy i straszny Hogwart

Burza oklasków wyrwała Hermionę z zamyślenia. Zdumiona zamrugała gwałtownie, a ostatnie obrazy wojny zniknęły z jej umysłu. W tej samej chwili jedzenie pojawiło się na stołach. Ciche rozmowy uczniów mieszały się z brzdękiem sztućców. Brązowowłosa rozejrzała się powoli po Wielkiej Sali. Nie mogła nie zauważyć, że uczniów przybyłych do szkoły jest o wiele mniej niż za czasów starego Hogwartu. Wielu z nich oddało życie w murach zamku, inni bali się ponownie tu wrócić. Najwięcej wolnych miejsc zostało przy stole Slytherinu, czemu Gryfonka wcale się nie dziwiła. Dużo rodzin czystokrwistych uciekło z obawy przed konsekwencjami wynikającymi z ich powiązań z ciemną stroną.

Po dłuższej chwili dziewczyna spojrzała w stronę nauczycieli. Zatrzymała wzrok na profesor McGonagall, zajmującej miejsce dyrektora. Wojna i na niej odbiła swoje piętno. Można było pomyśleć, że przez te kilka miesięcy kobieta postarzała się o przynajmniej piętnaście lat. Ale jej spojrzenie, które spoczęło na Gryfonce, pozostało równie bystre jak dawniej. Hermiona zauważyła lekki uśmiech pojawiający się na sekundę na ustach czarownicy, która po chwili skinęła jej lekko głową. Odpowiedziała podobnym gestem i spojrzała na przyjaciół. Harry i Ginny znów się o coś posprzeczali, a biedny Neville musiał robić im za sędziego sporu. Na ten widok jej wargi wykrzywiły się w coś na wzór uśmiechu.

- A ty znów nic nie jesz?

Obróciła się w stronę Rona. Mimo upływającego czasu nadal nie mogła się nadziwić zmianom, jakie zaszły w rudzielcu. Prawie całe wakacje spędził z George'em, pomagając mu po śmierci Freda. Wiedziała, że nawet w tej chwili chłopak martwi się o to, czy brat da radę sam prowadzić sklep. Właśnie ta wzmożona troska o bliskich była chyba tym, co teraz najbardziej charakteryzowało Ronalda. Wojna potrafi zmienić bardzo wiele...

- Nie jestem jakoś specjalnie głodna - powiedziała, wzruszając beztrosko ramionami.

- Niedługo zostanie z ciebie sam szkielet - powiedział cicho Weasley, lekko marudnym i moralizatorskim tonem.

Nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ w tej chwili ucztę przerwał dziwny dźwięk. McGonagall ponownie wstała i, wzmacniając swoje słowa magią, zaczęła mówić:

- Wydarzenia minionego roku były bolesne dla nas wszystkich. Wojny zawsze są tragiczne. Zginęło wielu czarodziei, którzy byli rodzicami, dziećmi, przyjaciółmi. Każdy z nas poniósł jakąś stratę. Jednak nasi bliscy i przyjaciele pozostaną w naszej pamięci i naszych sercach. Będą żyć w naszych wspomnieniach. Umierając, pozostawili nam swoją misję. Nie możemy pozwolić, aby zginęli na darmo.

Głos kobiety rozbrzmiewał głośno i wyraźnie w Wielkiej Sali. Wszystkie rozmowy ucichły. Uczniowie i nauczyciele z  uwagą słuchali słów nowej dyrektor.

- Zginęli, walcząc o równość i wolność czarodziejskiego świata. O to, aby nikt już nie musiał żyć w strachu. Uczciliśmy ich pamięć pomnikiem, a teraz uczcimy ją swoimi czynami. Każdy uczeń Hogwartu jest tak samo ważny. Żaden Dom nie jest lepszy od innych - powiedziała, spoglądając uważniej na stoły Ślizgonów i Gryfonów. - Wszyscy uczniowie są równi i nikt nie ma prawa być poniżany ze względu na swoje pochodzenie, tak jak nikt nie ma prawa się ze względu na swoją krew wywyższać - zaakcentowała wyraźnie, spoglądając na stół Domu Salazara. - Oddajmy hołd zmarłym, poległym, dając ich pamięci to, o co walczyli. Wolność i równość. Wszyscy.

Hermiona rozejrzała się wokoło. Obecni w sali słuchali słów kobiety jak zaczarowani. Niektórzy nawet płakali, nie przejmując się okazywanymi uczuciami. Nawet nieliczni Ślizgoni zdawali się przeżywać słowa opiekunki Gryffindoru. Oczywiście byli też tacy, którzy otwarcie okazywali swoją niechęć. Draco Malfoy pogardliwym wyrazem twarzy dawał wyraźnie do zrozumienia, jak bardzo obchodzą go słowa nowej dyrektor. Gryfonka z niesmakiem odwróciła głowę w stronę przemawiającej kobiety. Ze zdumieniem zauważyła, że nawet zwykle opanowana Minerwa ma łzy w oczach. Po jakiejś minucie ciszy, jakby ku uczczeniu poległych, kontynuowała:

- Wypełniajmy tę misję, a pamięć o nich nie zginie. Dziękuję też wszystkim, którzy zjawili się tutaj w wakacje, aby pomóc odbudować nasz Hogwart. Te mury już nigdy nie będą takie same. Już na zawsze zapamiętają cierpienie, które miało tu miejsce, ale dzięki wam możemy właśnie dzisiaj rozpoczynać nowy rok szkolny, którym wyrazimy cześć dla wszystkich, którzy właśnie tutaj, w tej szkole, oddali życie, aby następne pokolenia mogły bez strachu zgłębiać magiczną wiedzę. Dziękuję - powiedziała po chwili ciszy kobieta, a jej głos lekko załamał się na tym jednym słowie.

Gdy nauczycielka transmutacji wróciła na swoje miejsce, nadal trwała cisza. Dopiero Harry przerwał ją, gdy zaczął powoli klaskać. Po chwili Hermiona dołączyła do niego, dodatkowo wstając. Klika sekund później już wszyscy Gryfoni wyrażali uznanie dla słów McGonagall, a z każdą sekundą przyłączali się do nich inni uczniowie i profesorowie.

***

- Jakoś wątpię, żeby starucha mówiła o Śmierciożercach - szepnął pogardliwie blondyn do siedzącego obok czarnoskórego. - Im raczej hołdu oddawać nie będzie.

- Ciszej! - syknął ostrzegawczo jego towarzysz, rozglądając się wokoło. Na szczęście wszyscy byli skupieni na słowach nauczycielki. - Jeszcze ktoś usłyszy i będziemy skończeni.

- [...]Wszyscy uczniowie są równi i nikt nie ma prawa być poniżany ze względu na swoje pochodzenie, tak jak nikt nie ma prawa się ze względu na swoją krew wywyższać...

- No może jeszcze mam nosić za szlamą książki i chwalić jej mądrość? - zapytał zajadle jasnowłosy.

- Oddasz jej swoje dormitorium - szepnął spokojnie siedzący po drugiej stronie Dracona chłopak. Dwójka Ślizgonów spojrzała na niego z niezrozumieniem. - Jak tak dalej pójdzie, to wylądujemy w Azkabanie, więc czemu mieli by nie oddać naszego pokoju im?

- Nott, obrońca szlam - warknął po dłuższej chwili arystokrata. Zmierzył czarnowłosego pogardliwym spojrzeniem, na co ten odpowiedział tylko wzruszeniem ramion.

Nott gardził Malfoyem. Nigdy nie rozumiał fascynacji, którą przejawiał jego ojciec względem Czarnego Pana. On sam nie odczuwał chęci dołączenia do tej bandy głupców, ślepo podążających za jednym, chorym na obsesję człowiekiem. Jednak jego rodzic był zaparzony w Voldemorta jak w obrazek, a Teodor nie mógł pozwolić sobie na walkę z Seniorem. Dopiero na szóstym roku sytuacja zmieniła się na tyle, aby mógł chociaż częściowo odgrodzić się od tej chorej ideologii. Bo dla niego to było chore. Wszystko to, co głosił Lord i jego wyznawcy. Kiedyś się skaleczył i widział swoją krew. Była ciemnoczerwona, może nawet bordowa. Gdy kilka lat później był w Skrzydle Szpitalnym, przyszedł tam również mugolak z Hufflepuffu. Puchon krwawił z nosa, ponieważ oberwał kaflem na treningu. Jego krew była taka sama. Czerwona, o tym samym dziwnym, metalicznym zapachu. Nie czarna czy brązowa, brudna. Tak samo czerwona jak krew czystokrwistego czarodzieja. Wtedy Teodor utwierdził się w swoich przekonaniach. Ci, którzy urodzili się w mugolskich rodzinach, byli takimi samymi ludźmi jak arystokraci. Z taką samą krwią i magią.

Gdy wszyscy zaczęli podrywać się z miejsc i klaskać, poruszeni słowami McGonagall, to Nott pierwszy z ich trójki dołączył do stojących uczniów. Draco spojrzał na niego lekceważąco i tylko oparł skrzyżowane ramiona na stole.

- Nie przesadzaj - syknął Zabini i siłą pociągnął blondyna do góry. Nawet on rozumiał, że niemal cudem uniknęli Azkabanu. Co z tego, że nie wszyscy z nich byli Śmierciożercami? Mieli z nimi kontakty, a to w oczach Ministerstwa stawiało ich w nieciekawej pozycji. - Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru oglądać świata przez kratki.

- Wyobrażasz sobie jak teraz te wszystkie szlamy będą się wywyższać? - mruknął Malfoy.

- Wiesz... Chyba wolę to niż Azkaban - powiedział cicho Blaise.

***

- Prefekci, proszę odprowadzić pierwszorocznych do dormitoriów. Prefekci naczelni niech za dziesięć minut zjawią się w moim gabinecie.

Głos pani dyrektor był doskonale słyszalny mimo hałasu, który spowodowali wstający od stołów uczniowie. Hermiona, nadal siedząc, z uśmiechem kończyła tosta. Nie spieszyła się. Dziesięć minut to sporo czasu, a próba przepchnięcia się przez przez tłum kłębiących się przy wyjściu uczniów raczej nie skończyłaby się sukcesem. Zamiast tego Gryfonka obserwowała, jak Neville i Ginny zwołują pierwszorocznych Gryfonów, aby po chwili wyjść, prowadząc ich do dormitorium Gryffindoru.

Gdy ilość osób przy drzwiach zmalała na tyle, by można było swobodnie wyjść z Wielkiej Sali, Hermiona wstała od stołu. Przecież nie mogła czekać w nieskończoność. Z lekkim uśmiechem ruszyła przed siebie. Jej radości z powrotu do szkoły nie zmniejszyło nawet pogardliwe prychnięcie, które usłyszała, gdy mijała Malfoya i jego trzódkę pochlebców. Spojrzała jedynie drwiąco na blondyna, nawet się nie zatrzymując. Przecież głupoty nie uleczą nawet najcięższe szlabany.

Przy kamiennym gargulcu stał już drugi prefekt naczelny. Gryfonka kojarzyła go z poprzednich lat nauki. Był w wieku Ginny, a krawat i godło zdradzały jego przynależność do Ravenclawu. Gdy znalazła się kilka metrów od Krukona, on odwrócił twarz w jej stronę. Przywitało ją pogodne spojrzenie szmaragdowo zielonych oczu i szeroki uśmiech.

- Cześć. - Gryfonka przywitała się z chłopakiem.

- Hej! - odpowiedział szybko, nie dając brązowowłosej szansy na kontynuowanie. - Jestem drugim prefektem naczelnym. Mam na imię Lucas.

- Miło cię poznać. Ja...

- Tak, wiem. Jesteś Hermiona. Cieszę się, że cię poznałem - przerwał dziewczynie zielonooki, złapał za jej dłoń i potrząsnął nią energicznie. - Chyba nie ma w tej szkole, a raczej nie ma w całym czarodziejskim świecie osoby, która nie kojarzyłaby ciebie, Harry'ego i Rona. W końcu to wy pokonaliście Czarnego Pana...

- Nie tylko my walczyliśmy... - wtrąciła, lecz towarzysz nie dał jej zbyt wiele powiedzieć.

- No tak, oczywiście, ale to właśnie wam najwięcej zawdzięczamy. Gdyby nie wy, to do tej pory po Hogwarcie panoszyliby się Śmierciożercy, a połowa uczniów służyłaby za cele do ćwiczenia Zaklęć Niewybaczalnych. To był straszny Hogwart. Czy to prawda, że to ty wpadłaś na pomysł założenia Gwardii Dumbledore'a? - zapytał niespodziewanie.

- Hmm.. No tak - odpowiedziała zdumiona Gryfonka dopiero po dłuższej chwili. Słuchając słowotoku nowego znajomego zdążyła już zwątpić, czy tego wieczoru dane jej będzie jeszcze cokolwiek powiedzieć.

- To był genialny pomysł. Żałuję, że nie mogłem się do was przyłączyć, ale działaliście w takiej tajemnicy, że nic nie wiedziałem...

Lekko zirytowana Hermiona zastanawiała się, czy jej rozmówcę nie boli brak tlenu spowodowany ciągłym mówieniem, a po jakimś czasie zaczęła poważnie się martwić, że wyrzucanie z siebie tylu słów w tak szybkim tempie skończy się dla Lucasa tragicznie. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić lub powiedzieć, usłyszeli zbliżające się do nich kroki. Jednocześnie spojrzeli w stronę, z której dochodziły.

- Panno Granger, panie Jackson - zaczęła McGonagall swoim surowym tonem - mogli państwo poczekać na mnie w moim gabinecie. Zatrzymała mnie profesor Sprout. Wystąpiły jakieś problemy z mandragorami. Niepotrzebnie państwo stoją na korytarzu.

- Dobry wieczór, pani dyrektor - przywitała się z kobietą Gryfonka. Jej do tej pory rozgadany towarzysz, nagle zapomniał jak się mówi. - Nie wypada wchodzić do czyjegoś gabinetu, jeśli tej osoby nie ma w środku. Poza tym, nie dała nam pani list z hasłami - dodała uśmiechnięta dziewczyna.

- Na Merlina! Zupełnie zapomniałam! - wykrzyknęła czarownica i podeszła do Gryfa stojącego na straży jej gabinetu. - Cogito ergo sum.

Gargulec odsunął się ukazując schody pnące się do góry. Kilka minut później dwójka prefektów siedziała już przed biurkiem i wpatrywała się w chodzącą po pomieszczeniu panią dyrektor.

- Jak się domyślacie, jesteście tu, aby zapoznać się ze swoimi nowymi obowiązkami i przywilejami - powiedziała po chwili McGonagall, a Hermiona i Lucas zgodnie skinęli głowami. Nauczycielka machnęła różdżką, a w ich dłoniach pojawiły się pergaminy z hasłami rozpisanymi na najbliższy miesiąc. - Jak zapewne wiecie, aby wejść do Pokojów Wspólnych Ravenclawu i Hufflepuffu obowiązują nieco inne procedury, więc tym nie musicie się przejmować. Ale to wy jesteście odpowiedzialni za to, czy prefekci Slytherinu przekażą hasło uczniom swojego Domu. Chociaż o tym też już pewnie wiecie - dodała po chwili Opiekunka Gryffindoru i usiadła na swoim krześle. - Tak jak pozostali prefekci macie przywilej korzystania ze specjalnej łazienki, a także możecie odejmować punkty, jeśli uznacie, że to naprawdę konieczne oraz dawać szlabany. Oprócz tego będziecie mieli możliwość dodawania punktów, ale tylko wtedy, gdy dany uczeń naprawdę na to zasłuży, rozumiecie? - zapytała surowo kobieta.

Gryfonka i Krukon ponownie pokiwali głowami. Cisza przedłużała się. Brązowowłosa odnosiła wrażenie, że czarownica zmierza do jakiegoś większego, niezręcznego tematu.

- Pani dyrektor? - zapytała niepewnie.

- Oczywiście będziecie też pomagać w organizacji różnych szkolnych uroczystości, pośredniczyć w większych sprawach pomiędzy gronem nauczycielskim a uczniami, a także, w razie potrzeby, będziecie reprezentować naszą szkołę.

Minerwa zamilkła ponownie. Po chwili westchnęła i spojrzała uważniej na dwójkę prefektów przed sobą. Miała nadzieję, że wybrała dobrze.

- Domyślam się - zaczęła cicho - że obecność pewnych... osób wzbudziła w was, a szczególnie w panu, panie Jackson, nieco mieszane uczucia.

- Jeśli już o tym mowa, to przyznam szczerze, że tak, pani profesor. - Krukon nagle odzyskał głos. - Myślę, że nie tylko mnie, ale też wielu innych Hogwartczyków zdziwiła obecność niektórych uczniów przy stole Slytherinu. W żadnym wypadku nie poddaję w wątpliwość decyzji profesorów oraz ministerstwa i rady, ale czy pewni... Ślizgoni nie powinni zostać umieszczeni w, no cóż, Azkabanie?

- Domyślam się, o kim pan zapewne mówi. Panowie Malfoy, Zabini i Nott. Czyli ci Ślizgoni, którzy powinni skończyć szkołę rok temu - powiedziała spokojnie czarownica, a Lucas skinął głową. - Nie przeczę, że mieliśmy pewne opory przed przyjęciem w mury nowego Hogwartu przynajmniej jednego z wymienionych chłopców. Jednak pan Zabini nie ma żadnych oczywistych powiązań ze Śmierciożercami, a pan Nott wydaje się być związany z Voldemortem tylko poprzez ojca.

- A Malfoy? - zapytał po chwili Krukon.

- W przypadku pana Malfoya zaistniały pewne... okoliczności łagodzące. A kim bylibyśmy nie dając tym chłopcom szansy na naprawę błędów? Tak, bylibyśmy podobni do Czarnego Pana. Zatem w porozumieniu z Ministerstwem postanowiliśmy dać tym młodzieńcom jeszcze jedną szansę. Ukończenie szkoły jest dla nich warunkiem uniknięcia więzienia. W przypadku pana Malfoya w grę wchodzi jeszcze nadzór po zakończeniu edukacji w postaci Zaklęcia Namierzającego.

Hermiona słuchała słów dyrektor jednym uchem. Już to wszystko wiedziała od Harry'ego, którego wstawiennictwo uchroniło Dracona przed zesłaniem do Azkabanu. Bądź co bądź, w swojej posiadłości arystokrata nie wydał Pottera, mimo że go poznał. Tak samo Narcyza skłamała Voldemortowi mówiąc, że Wybraniec nie żyje. Wojna zmieniła wiele w Gryfonce, jednak nie poczucie sprawiedliwości. Mimo wielu krzywd wszystko w niej zdawało się zgadzać ze słowami McGonagall - nawet ci Ślizgoni zasługiwali na drugą szansę.

- Właśnie z nimi wiąże się kolejne wasze zadanie jako prefektów. Obserwujcie uważnie tą trójkę i wszystkich innych uczniów Slytherinu, co do których istniały podejrzenia powiązania z Czarnym Panem. Jeśli zauważycie coś niepokojącego, poinformujcie mnie lub innego nauczyciela. Nie chcemy budzić niepokoju, więc zdecydowaliśmy, że tylko wasza dwójka będzie wiedzieć o tym wszystkim. Nie każę wam śledzić wszystkich Ślizgonów, proszę was jedynie o zachowanie czujności. Ta rozmowa pozostaje między nami, rozumiemy się?

- Tak, pani dyrektor - padła zgodna odpowiedź.

 ________________________________________

Witam ;>
Jak obiecałam, tak się stało. Do końca tygodnia jeszcze 3 dni, a rozdział już jest ;)
Nie będę się za dużo rozpisywać. Ocenę pozostawiam Wam ;)
Mam tylko nadzieję, że nie zmieszacie mnie z błotem c;
Wasza nienormalna,
Only ;>

9 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie przedstawiłaś Notta B-)
    Skoro Lucas jest taki wygadany, to zadanie dyskretnego obserwowania kogoś może go przerosnąć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się mój Nott :D
      A Lucas... szczerze mówią on wkręcił się tak sam w ostatniej chwili... Jeszcze nie wiem, co on ode mnie che xD

      Usuń
  2. Nie jestem jakąś wielką fanką paringu mionaxnott, ale może mnie przekonasz :) Cieszę się, że dużo opisujesz i wplatasz w to dialogi. Dla większości blogerek nie jest to takie oczywiste. Trzymaj się!
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa ;)
      Ja osobiście uwielbiam czytać dialogi, dlatego u mnie na pewno ich nie zabraknie ;)

      Usuń
  3. Wiem, że komentarz dodany trochę długo od publikacji ale każdy się liczy :D. Świetny rozdział, podobają mi się twoje dialogi (podziwiam, bo u mnie idą one dość opornie jak już coś pisze). Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, liczy się każdy komentarz! :)
      Cieszę się, że pozytywnie odbierasz moje opowiadanie ;)

      Usuń
  4. To zdecydowanie moja ulubiona para z fandomu HP. Mam nadzieję że kolejne rozdziały pojawią się niebawem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały powinny zacząć pojawiać się regularniej ;)

      Usuń
  5. Jaki Lukas haha, fajna postać, taka inna od reszty;) Nott zapowiada się ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń

Dla Was to chwila - dla mnie motywacja ;>